Forum Trzy Miotły Strona Główna
Dorcas

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Trzy Miotły Strona Główna -> HP Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
venderra
Mugol


Dołączył: 21 Lis 2007
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:16, 21 Lis 2007    Temat postu: Dorcas

Długo się zastanawiałam czy w ogóle to gdziekolwiek zamieścić ale spróbuje. Może zostawicie na mnie chociaż jedną suchą nitkę, bo to moje pierwsze opowiadanie Wink




Ciemna postać szła pustą pochylając głowę przed rzęsistym deszczem. Nie było jeszcze tak późno, ale w taką pogodę nikomu nie chciało się wychodzić z domów. Przeskoczyła ostatnią kałużę i weszła na schodek prowadzący do mugolskiego baru. Pchnęła szklane drzwi, gdzieś nad nią zabrzmiał dzwonek. Pub był duży i zatłoczony, ktoś grał na pianinie, a przysadzista kobieta trzymająca kieliszek w dłoni, śpiewała donośnym głosem: „New York, New York”. Postać zdjęła kaptur i odgarnęła jasno-brązowe, długie włosy z twarzy. Miała rażąco zielone oczy. Podeszła do baru, gdzie na wysokim krześle siedziała blondynka w brązowym płaszczu.
- Witaj Dolores - przywitała siostrę
- Och, cześć Dorcas, wreszcie jesteś, już myślałam, że nie przyjdziesz.
Dolores wstała i pocałowała siostrę w policzek. Usiadły przy ladzie, naprzeciwko siebie.
- Co zamawiasz? – zapytała.
- Obojętne, coś rozgrzewającego – popatrzyła w okno – Leje już od trzech dni, mogłoby w końcu przestać. No ale…Do rzeczy… po co mnie wezwałaś?
Dolores sięgnęła do torebki i wyjęła szminkę, błyszczyk i lusterko.
- Czy zawsze musi być powód, żeby się z Tobą spotkać? Przecież możemy od czasu do czasu, zwyczajnie pogadać?
- Przecież dobrze wiesz, że nie mam czasu. Wiesz co się dzieje i co mam teraz na głowie. – patrzyła jak jej siostra nakłada na usta szminkę.
- Zobacz, najnowsza szminka, najlepsza na rynku… kupiłam ją wczoraj, w takim nowym salonie…
- Wybacz ale nie przyszłam tu po nowinki kosmetyczne - była już zła – Nie po to przyjechałam tutaj z Londynu, żeby patrzeć jak się malujesz.
Siostra uniosła brew.
- Przecież wiem, że nie musiałaś nigdzie jechać. W Southampton byłaś szybciej, niż ja w tym pubie, Dorcas.
Barman podał trunek. Dorcas sięgnęła po niego i łyknęła ze szklanki. Natychmiast się zakrztusiła.
- Poproszę jeszcze wodę. – powiedziała do barmana – Matko, co to jest?
Dolores zaśmiała się.
- Nigdy nie nauczysz się pić
- A ty umiesz? – wykrztusiła Dorkas. Jej twarz była czerwona.
Dolores schowała kosmetyki i napiła się swojego trunku. Spojrzała w stronę śpiewającej kobiety.
- Rodzice się rozwodzą. – powiedziała spokojnie.
- Co?! – krzyknęła Dorcas, znów się krztusząc, tym razem wodą. Dolores poklepała ją po plecach.
- Tak … niestety. Tym razem mama nie wytrzymała i wniosła o rozwód. Przyłapała tatę w gabinecie, jak się obściskiwał z tą nową sekretarką. Powiedziała, że ma dość i spotkają się w sądzie.
Dorcas popatrzyła z niedowierzaniem na siostrę, która patrzyła jak śpiewa jakaś para.
- Jak… co…nie… nie wierze… - wydusiła z siebie Dorcas – I ty to mówisz z takim spokojem?!
Siostra popatrzyła na nią, zmęczonym wzrokiem.
- A co mogę zrobić. Taki był już mamy wybór.
- Próbowałaś ją chociaż odwieść od tego?
- Nie było sensu. Ciotka próbowała, jeśli ona nic nie wskórała, to już nikt jej nie przekona.- powiedziała z żalem Dolores.
- A jak mama to przeżywa? Właściwie kiedy to się stało?
- Prawie tydzień temu, we wtorek ich przyłapała, a w środę sprawa już była w sądzie.
- Zaraz…przecież w czwartek byłam w domu… to dlatego taty nie było. Dlaczego mi wtedy nie powiedziałyście? – zapytała ze złością. Dolores wzruszyła ramionami.
- Mama nie chciała Cię denerwować i zawracać Ci głowy.
Dorcas obrzuciła ją wściekłym spojrzeniem. Oparła się o ladę i wpatrzyła w okno. „Cudownie – pomyślała – Po prostu świetnie, wszystko się chrzani.”. Czuła, że wypełnia ją fala goryczy i złości na samą siebie. Przecież mogła temu jakoś zapobiec, gdyby znalazła choć trochę czasu dla rodziny. Ale mogły mi chociaż o tym wcześniej powiedzieć. Znów zezłościła się na siostrę. Zresztą mogła się tego spodziewać, gdyby przestała myśleć tylko o swoich sprawach. Od dawna im się nie układało. Zapadło milczenie, przerywane stukaniem odkładanego kieliszka. Wsłuchały się w muzykę. W końcu Dolores zapytała:
- No, a jak tam ten twój… Car… Rud… - próbowała przypomnieć sobie jego imię ze zmarszczonym czołem – Rudolf czy jak mu tam?
Dorcas spojrzała na nią z uniesioną brwią.
- Caradoc, Dolores, Caradoc – odparła z półuśmieszkiem.
- Aaa… no właśnie… Co u niego?
- Musiała wyjechać do Francji. Jego ojciec jest ciężko chory. – zamyśliła się – Zakon znowu stracił ludzi… Jest coraz gorzej … Nie jesteśmy przygotowani tak jak trzeba… Boję się nawet myśleć o następnych dniach.
Dolores spojrzała na nią z nieskrywaną troską. Wszyscy martwili się o Dorcas, po tym jak wstąpiła do Zakonu. Miała dopiero siedemnaście lat. Ale potrzebny był im ktoś taki jak ona.
- Mama umiera ze strachu, kiedy jeździsz na te misje, czy co tam…
- Jestem im potrzebna – mruknęła Dorcas.
- Wiemy, wiemy… Ale to nam wcale nie pomaga – westchnęła głęboko – Będę szczęśliwa jak to wszystko się już skończy…
- Taak…
Zamilkły. Pianista grał na fortepianie, smutną ale piękną melodię. Dorcas spojrzała na zegarek. Było już wpół do dziesiątej.
- Muszę iść – oznajmiła, wstając i całując siostrę w policzek – Do zobaczenia.
W tamtej chwili nie wiedziała jeszcze, że będzie to jej ostatnie spotkanie z siostrą.




Wyszła z pubu. Deszcz nie przestał padać. Wydawało się, że leje jeszcze bardziej. Przeszła na drugą stronę ulicy Zachodniej. Rozejrzała się. Nie było widać żywej duszy. Tylko w budynkach, świeciły się pojedyncze światła. Zgasiła różdźką najbliższą latarnię. Deportowała się.



Pulchny chłopak z rozczochranymi blond włosami, przytrzymywał różdżką wielki, staroświecki zegar. Rozwiązane sznurówki od butów wlokły się za nim. Przechodził właśnie obok schodów, gdy wyszedł z nich starszy, czarnowłosy mężczyzna. Przyciskał do piersi szklaną kulkę. Zrównali się, ze sobą, idąc w tą samą stronę. Wtedy chłopak nadepnął na sznurówkę. Zachwiał się, zegar przechylił się w stronę mężczyzny, uderzając go w łokieć i wytrącając kulkę z dłoni. Chłopak przewrócił się na ziemię z głuchym łoskotem, zdążył jednak uratować zegar. Lecz szklana kulka upadła na ziemię, roztrzaskując się.
- Ach ty głupcze! – krzyknął mężczyzna.
W następnej chwili, pojawił się przezroczysty duch z długą siwą brodą, sięgającą prawie do kolan. Poruszył ustami mówiąc:
- Gdy rok dobiegnie końca. Narodzi się dziewczynka, posiadająca moce jakich od dawna nikt nie miał. Posiadająca moc, największego dotąd maga. Zrodzi się z dwojga niemagicznych ludzi, którzy pochodzili z jego zapomnianego rodu… gdy rok dobiegnie końca…
Duch zniknął i nikt, nigdy więcej nie usłyszał tej przepowiedni. Nikt prócz dwóch innych osób.




- Alohomora!
Znów nie mogła znaleźć kluczy do mieszkanie. Z resztą od czego jest różdżka, jej na pewno nie zgubi. Weszła do ciemnego, pustego mieszkania. Czekał na nią jedynie jej sędziwy puchacz, Orfeusz. Zapaliła światło i zdjęła płaszcz, przesiąknięty wodą. Sowa zleciała jej na ramię z wysokiej szafy w rogu. Do nóżki miał przywiązany list. „Ochh… dzisiaj chyba sobie nie odpocznę.” – pomyślała. Usiadła w fotelu, naprzeciwko kominka. Zapaliła różdżką ogień i rozwinęła list:

Dorcas!

Pamiętasz tę sprawę o której mówiłem Ci kilka dni temu? Remus nie może tego zrobić, więc prosiłbym, abyś Ty się nią zajęła. Nie musisz zarywać dzisiejszej nocy, wystarczy byś jutro to sprawdziła. Tylko uprzdź mnie kiedy tam pojedziesz, żebyśmy wiedzieli gdzie Cię szukać.

Albus.


„Oczywiście, że nie może tego zrobić, dziś jest pełnia, a jutro będzie zbyt wyczerpany by cokolwiek zrobić.” Głowa opadła jej na oparcie fotela. Odetchnęła głęboko i zamknęła oczy. Chciała wreszcie od natłoku myśli, które dręczyły ją od dłuższego czasu. Orfeusz zleciał na poręcz fotela, pohukując cicho, dają c o zrozumienia, że jest głodny.
- No już, już… - zwlokła się z fotela i poszła do kuchni, po przysmaki dla sów.



Średniowieczny zamek z szarego ciężkiego kamienia, rozpościerał się na dalekich obrzeżach miasta. Z jednej strony porośnięty był bluszczem, który zdążył już zżółknąć na jesień. Liście z drzew rozsiane były po całym trawniku. Wiatr raz po raz porywała je, tańcząc w jesiennym blasku słońca. Chłodny ale orzeźwiający wiatr, rozrzucił jej włosy na twarzy. Stała przed starą, żelazną kutą w wymyślne wzory bramą. Na bramie zarzucony był łańcuch z zapiętą kłódką. „Nie sądzę, by domniemana siedziba śmierciożerców, była chroniona jedynie kłódką” – pomyślała Dorcas. Lecz nie musiał już tego sprawdzać. Za jej plecami, rozległy się przyspieszone kroki. Nagle zatrzymały się. Dorcas odwróciła głowę.
- Peter – zapytała ze zdziwieniem.
Mogła się tu spodziewać wszystkich ale na pewno nie jego. Nikt nie zlecał mu tego zadania. Z resztą i tak by się do niego nie palił, bo był zbytnim tchórzem. Z wyrazu jego twarzy, można było wyczytać, że nie spodziewała się nikogo tu spotkać i jest wystraszony, że ktokolwiek go tu zobaczył. Zauważyła że wacha się jakby nie wiedział co ma zrobić. Kilka razy w ciągu tych paru sekund, ręka powędrowała mu w stronę kieszeni. Dorcas robiła się coraz bardziej podejrzliwa . Podeszła o parę kroków bliżej.
- Peter? – Co ty tutaj robisz? Albus powiadomił mnie wczoraj, że ja mam sprawdzić ten zamek. Nie powiedział Ci o tym?
- Niee… - zawahał się. Zerknął w stronę zamku – Pomyślałem sobie, że… może… będziesz potrzebowała pomocy albo czegoś…- uśmiechnął się nerwowo. Rzucił jeszcze kilka spojrzeń w stronę zamku.
Dorcas przypatrywała mu się uważnie. Nie zwracała na razie uwagi na jego ukradkowe spojrzenia.
- Oj coś kręcisz, Peter.
Usłyszała ciche szuranie. Jakby ktoś skradał się po żwirowej drodze. Odwróciła się błyskawicznie i wyszarpnęła różdżkę. Lecz nie zdążyła się obronić. Czerwony promień mknął w jej kierunku. Odrzuciło ją o kilkanaście stóp do tyłu. Uderzyła w ziemię a różdżka wypadła jej z ręki upadając 3 stopy dalej. Przed bramą stał Antonin Dołohow, a za nim czterech śmierciożerców. Był to Gwidon Nott, Lucjusz Malfoy i Keira McKinzey.
- Tak, spodziewaliśmy się was tutaj. – powiedział Lucjusz, wykrzywiając w potępieniu usta – Petrificus Totalus!
Odwróciła się i znikła łopocząc płaszczem. Zaklęcie trafiło w pustkę. Pojawiła się za nimi, gotowa do walki.
- Impedimento! – krzyknął niespodziewanie Peter, kierując zaklęcie w jej stronę.
-Peter, co…?



Krew spływała jej z nosa i kapała na suchą ziemię. Stłuczone żebra i brzuch bolały niemiłosiernie przy każdym wdechu. Zgniecionej ręki już prawie w ogóle nie czuła. Nigdy nie powiedziała „litości”, gdy Dołohow kopał jej brzuch i miażdżył rękę do ziemi. Nawet nie krzyknęła gdy po raz trzeci, Lucjusz rzucał na nią Crucio. Nie zdołała się już więcej bronić. Nie miała już sił… Niech to się już skończy…
- Byłaś dzielna Dorcas. Nie spodziewałam się tego po Tobie. Ale… nikt nie przyszedł Ci na pomoc? Gdzie są Twoi przyjaciele? Nie przyjdą się z Tobą pożegnać? To Twoje ostatnie chwile… przygotuj się na śmierć… - zimny, lodowaty głos, przebił się do jej uszu, jęki i świst nierównego oddechu Dorcas. Przechyliła lekko głowę. Jej ciało odmawiało posłuszeństwa, wzmagane gwałtownymi drgawkami. Stał nad nią, wpatrywał się w nią czerwonymi oczami, przepełnionymi rzadzą mordu. Jego usta wykrzywiły się w drwiący uśmiech. Trzymał w ręku wycelowaną w nią różdżkę. Obróciła się z sykiem bólu na plecy. Spojrzała w wężową twarz Voldemorta, gotowa by odejść.
- Przynajmniej umrę z godnością... – wyszeptała.
- Avada Kedavra!




Ciemną noc w zachodniej Francji, rozjaśniały miliony gwiazd na niebie. Fale, obijały wysokie i strome wybrzeże. Młody, blond włosy mężczyzna stał nad urwiskiem, patrząc na skłębione fale. Wciągu kilku godzin stracił tak wiele… Jak to czas, może decydować o ludzkim losie. Ironia losu… Stracił jedynego i niepowtarzalnego, człowieka i ojca… Nigdy już nie ujrzy jego roześmianej twarzy. Nie usłysz jego tubalnego głosu, rozchodzącego się po domu. Pojedyncza łza spłynęła po bladym policzku… I ona… zabita z taką okrutnością… Jak mogli, jak mogli! Nic już nie miało sensu… Gdy wyobrażał sobie jej zmasakrowane ciało… Nienawidził ich całym swoim umysłem, całym swoim ciałem, chciał ich zabić, rozszarpać… Lecz był zbyt słaby… zbyt słaby… Za dużo śmierci i zbyt dużo bólu… Spadał w mrok i otchłań wód… Ciało przecięło ciszę i mrok, z pluskiem wpadło do morza…

Jego ciała nigdy nie znaleziono.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ford_anglia
Mugol


Dołączył: 27 Sie 2007
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szprotawa

PostWysłany: Wto 19:00, 04 Gru 2007    Temat postu:

Super! Tylko jeżeli to pierwszy rozdział, to boję się pomyśleć, co będzie w następnych...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tygrys
Administrator


Dołączył: 02 Maj 2007
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:11, 11 Gru 2007    Temat postu:

Piękne <łezka>

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Snopy
Mugol


Dołączył: 10 Paź 2007
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:19, 30 Gru 2007    Temat postu:

Ojej :'(
Piękne.
Pisz dalej
Dużo weny życzę Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lexy
Charłak


Dołączył: 03 Maj 2007
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tomaszów Maz

PostWysłany: Wto 17:41, 01 Sty 2008    Temat postu:

Bardzo fajne ale jest kilka błędów:
1. zwroty grzecznościowe piszemy wielka literą tylko w listach ;]
2. Kilka literówek typu: 'Dorkas" itd.
3. Pare błędów stylistycznych

Ogólnie ładnie Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Trzy Miotły Strona Główna -> HP Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy